Pierwszy raz w swojej blogowej historii wyrobiłam się z ogarnięciem rzeczywistości i skumałam, że dzisiaj jest Dzień Bloga (przeważnie - jak to ja - doznawałam oświecenia po fakcie). Mam więc niecodzienną szansę na to, aby pierwszy raz uroczyście wygłosić pisemną mowę o tym, jaki wpływ na moje życie miał ten mały kawałek Internetu, który - choć pod różnymi adresami - jest ze mną od dobrych dwunastu lat.
Swoją przygodę rozpoczęłam na Onecie. Przyjemnie mi się tam pisało, chociaż czasem robiłam mały skok w bok na Tenbit, Myloga, tudzież WP. Gdzieś w 2010 roku zainteresowała mnie nowość - Blogspot. Założyłam bloga, ale zaraz z niego zrezygnowałam, bo - wierzcie lub nie - praktycznie nikogo tutaj nie było. Przeszkadzało mi to wyalienowanie, więc po pierwszej nieudanej próbie postanowiłam wrócić do korzeni. W kwietniu 2011 roku ponownie podjęłam się przeniesienia na Bloggera, ale znów po kilku dniach wróciłam. Tak tam tkwiłam, aż Onet zaczął upadać, przez co zaczęły się masowe migracje i ostatecznie wylądowałam tutaj (do trzech razy sztuka?). Teraz z perspektywy czasu widzę, że był to doskonały wybór - bloguje mi się tutaj cudownie i mogę śmiało powiedzieć, że odnalazłam swoje miejsce.
A jak dokładniej wyglądała moja droga przez blogosferę? Począwszy od opowiadanek inspirowanych "Harrym Potterem" (taka byłam ambitna!), przeszłam przez szał brokatowych gifów i mangowych nagłówków, później zapragnęłam prowadzić subtelny pamiętnik, aby zaraz wpaść w kontrastowy wir mrocznego jak smoła w kotle najgłębszego z piekieł blogowania przeplatanego ulubionymi fragmentami - równie mhrocznych - tekstów piosenek, po czym aby odgonić ten smutek, zabrałam się za lekką tematykę skupiającą się wokół absurdów dnia codziennego. Ot, pomieszanie z poplątaniem. Finalnie największą uwagę skupiam na zdjęciach, które były obecne przez praktycznie cały ten czas (odkąd telefony z aparatem stały się dostępne), ale nigdy wcześniej nie były dla mnie tak ważnym elementem blogosfery.
Blog przyczynił się do wykreowania mojego własnego stylu (i już nie zmieniam szablonów kilka razy w tygodniu ;)) - po wielu latach błądzenia w końcu osiągnęłam to, co chciałam i czuję się w tym miejscu w 100% spełniona (co nie znaczy, że nie będę sobie stawiała poprzeczki coraz wyżej i wyżej). Poza tym, że znalazłam swoje ja, to jeszcze miałam możliwość poznania wielu wspaniałych ludzi - z niektórymi widziałam się na żywo, a z innymi wspaniale mi się gada i takie spotkania jeszcze są przed nami.