2017/11/21

(Nie)kochane

W poprzednim poście dodałam filmik z czterema szczeniakami, który opatrzyłam tajemniczym a na końcu tęczy znalazłam... i zostawiłam to tak bez żadnego dodatkowego komentarza. Jest to dla mnie na tyle ważna sprawa, że nie chcę jej wciskać jedynie jako informację przyklejoną do innego posta, więc postanowiłam, że wrócę do tego dnia w kolejnym wpisie, który napiszę kiedy już będzie po wszystkim...

Od kilku ładnych dni miałam w planach wyjście na zdjęcia, a że najlepiej mi się je robi na długich rodzinnych spacerach to - korzystając z wolnego 11 listopada i luki między jedną a drugą falą deszczu - wybraliśmy się całą familią na przechadzkę po okolicznych polach. Porobiłam parę zdjęć, naszły chmury, znów zaczęło kropić, więc zawinęłam aparat i już mieliśmy się ewakuować, ale zobaczyłam piękną tęczę. Uchwyciłam jeden kadr, ale nie byłam z niego w pełni zadowolona, więc czym prędzej wybiegłam w pole, aby minąć najbliższe drzewa, który psuły mi ten piękny widok. Usłyszałam pisk. W pierwszej chwili pomyślałam, że w trawie (tudzież pobliskim lesie) jakieś zwierzę dopadło inne zwierzę, ale spojrzałam w dół i doznałam szoku - w moją stronę pełzły cztery małe pieski. Szybko zawołałam Kudłatego, który podjechał naszym wózkowym tandemem, załadowaliśmy do koszyka i pędzikiem zabraliśmy do domu.

I to nie jest pierwsza taka sytuacja, która nas spotkała - w samym wrześniu chodząc tam na grzyby znaleźliśmy łącznie cztery koty. Nie potrafię zrozumieć, jak można być tak bezdusznym. Już samo zabranie takich maluchów od matki wydaje mi się strasznym czynem, a jeszcze rzucić je tak na mróz z dala od drogi? Pomimo tego, że to nie moje zwierzęta i nie ponoszę za nie żadnej odpowiedzialności, to nie mogłam tak po prostu się od nich odwrócić i sobie pójść w inną stronę. Trzeba być człowiekiem.

A bycie człowiekiem wcale nie jest takie trudne - wystarczyło poświęcić dosłownie parę chwil na napisanie posta na Facebooku i zaraz znaleźli się ludzie, którzy dali im kochające domy. Nie musiały tam umierać.

2017/11/11

Jesienne kadry

W końcu wybraliśmy się na spacer. Od kilku dni chodzi za mną wizja postu ze zdjęciami, ale kompletnie nie miałam kiedy się na nie wybrać. Cieszyłam się na to wyjście i nagłe pogorszenie pogody trochę zepsuło mi nastrój, bo już myślałam, że nic z tego nie będzie, ale na szczęście przerwy między deszczami / gradem były na tyle spore, że mogliśmy się we czwórkę przejść i przy okazji porobić parę zdjęć tegorocznej jesieni, która pomimo tego, że jest wyjątkowo deszczowa, to ma swój niepowtarzalny urok.


A na końcu tęczy znalazłam...