2018/12/31

Podsumowanie październik-grudzień '18

Ostatnio zakładałam, że uda mi się napisać jeszcze jeden post, ale jak zwykle życie miało na ten temat zupełnie inne zdanie. Oto niezaprzeczalny dowód na to, że jednak nie powinnam niczego planować ;)

Październik

W tym roku rozpieszczał nas przepiękną aurą i można śmiało powiedzieć, że lato wypchnęło z kalendarza jesień i nie miało końca. Pomimo tego, że cudowna pogoda zachęcała do długich spacerów, to w większości odbywały się bez aparatu. Zaczął mi się tutaj pojawiać jakiś taki fotograficzny dołek, z którym nie mogłam (a raczej nie chciałam) sobie poradzić. Musiałam odpocząć i obecnie mogę powiedzieć, że jestem z tej przerwy baaardzo zadowolona. Pominąwszy mały szkopuł, który pojawił się dopiero przy tworzeniu tego postu, bo niestety mam dosyć mały wybór zdjęć do kolaży, ale  coś tam udało mi się z telefonu wygrzebać, więc nie ma takiej tragedii. Szczerze? Sądziłam, że będzie znacznie gorzej...

Niby jesienne, a nadal zielone liście /  zachód słońca / kwiatuszek / prawdziwki / Mokosz

Listopad

Miesiąc-widmo, który rozpoczął się totalnym zaskoczeniem i minął pod jego znakiem. W końcu mrok mojego pecha rozświetlił ogromny led i zaczęłam wierzyć, że jeszcze będzie normalnie. Najwyższy czas ;)

Podróbka kurczaków z KFC / pierwsze zabawy z chińskimi soczewkami (klik!) / taka ze mnie 'utalentowana' krawcowa / szron / czekoladowe mydełko

Grudzień

W grudniu trochę pecha do mnie wróciło (zapewne po to, żebym się za bardzo nie przyzwyczaiła do dobrej passy) i co chwila chorowałam sama lub lądowałam z dziećmi w szpitalu / na pogotowiu. Mimo wszystko wewnętrznie czułam, że wszystko będzie dobrze, więc raczej tak powinno być. Poza walką ze zdrowiem, toczyłam również walkę w kuchni z przygotowywaniem świątecznego żarełka. Udało się wszystko zorganizować tak jak chciałam, a teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na styczeń, który być może przyniesie mi trochę spokoju. Co jak co, ale świętowanie naprawdę męczy. Ufff!

Choinka / jest śnieg! / robimy pierniki / naturalna bombka / prezent od Kudłatego

2018/12/09

Chwila wytchnienia

Po raz pierwszy od dawna mam 3 godziny absolutnej laby. Tak bardzo jest to w moim nietypowe, że w pierwszej chwili nawet nie wiedziałam za co mam się zabrać i przez moją głowę przeleciało mnóstwo opcji na ten wolny czas (myślałam nawet o spaniu), ale ostatecznie w pierwszej kolejności postawiłam na blog, który ostatnio jest mocno zaniedbany. Wchodząc na niego, aż sama się sobie dziwię - ten szablon istnieje łącznie trzy lata (na poprzednim adresie był taki sam) i jedynie modyfikuję w nim drobne elementy. Coś takiego u kogoś, kto namiętnie zmieniał szatę graficzną? Kiedyś nie mogłam wytrzymać tygodnia bez żadnej zmiany, a tutaj proszę - lecą lata. Ostatnio w ogóle wrzuciłam na luz ze wszystkim... jakiś czas temu postanowiłam nawet zawiesić swoje konto na Instagramie, żeby zwyczajnie od tego wszystkiego odpocząć i odświeżona wrócić z nową energią. Powrót planuję na Nowy Rok, żeby ten początek był taki na 100%.

Przez niemal wszystkie posty powtarzałam jak mantrę, że jest u mnie źle. Teraz w końcu wszystko zaczyna się odwracać. Karma wraca i bardzo mnie to cieszy :) Można powiedzieć, że od listopada jest mi lżej na sercu i mam cichą nadzieję, że ten spokój pozostanie ze mną na dłużej (może być nawet i na zawsze ;)).

I tym pozytywnym akcentem chyba zakończę ten post. Postaram się jeszcze wyskrobać coś pomiędzy tym wpisem, a podsumowaniem ostatniego kwartału tego roku. Trzeba się w końcu wziąć za tego bloga! ;)